Pomiot Zbiorowy 1 Pomiot Zbiorowy 1
1049
BLOG

Quasi: O jeden most za daleko, czyli dlaczego nie da się pogodzi

Pomiot Zbiorowy 1 Pomiot Zbiorowy 1 Kultura Obserwuj notkę 59
Niniejszy tekst powstał pod wpływem niedawnego wydarzenia, jakim było wręczenie ks. Michałowi Hellerowi nagrody Templetona [1], nagrody przyznawanej osobom zasłużonym w "przerzucaniu mostów pomiędzy religią a nauką".

 

Pogląd o niesprzeczności religii z naukami przyrodniczymi, ich metodologią i dorobkiem, jest dziś bardzo rozpowszechniony, zarówno wśród osób ściśle związanych z religią, jak i wśród samych naukowców (przykładem jest zaproponowana przez Stephena Goulda koncepcja NOMA). Niemniej jednak wśród ludzi nauki można znaleźć też przeciwników tego modnego - i politycznie poprawnego - stanowiska. Jednym z nich jest Richard Dawkins, który swoją opinię w tej sprawie szczegółowo opisał w swej najnowszej książce "Bóg urojony" [2].

Wprawdzie uważam, że teoretycznie da się wykoncypować takie teistyczne religie (z religiami deistycznymi i panteistycznymi powinno być znacznie prościej), których modele świata formalnie nie byłyby sprzeczne z modelem oferowanym przez nauki przyrodnicze [3], jednak moim zdaniem realnie istniejące religie teistyczne w praktyce są dość odległe od owych niekonfliktowych wzorców teoretycznych. Jest tak z powodów, które Dawkins wylicza w "Bogu urojonym": w praktyce religie - może poza jakimś słabym deizmem - stawiają twierdzenia, które są jak najbardziej naukowo weryfikowalne (sposób powstania świata, opis wydarzeń historycznych zawarty w "Świętych Księgach", istnienie cudów, sprawdzalność "proroctw", boska reakcja na modlitwy itd.) i konkurencyjne wobec twierdzeń naukowych; co więcej, religianci bywają jak najbardziej zainteresowani naukowym potwierdzaniem swoich teistycznych przekonań, o czym świadczy chociażby szarża pseudonaukowego kreacjonizmu (z ID na czele) czy sponsorowany przez fundację Templetona właśnie, ale zakończony druzgocącą klęską, "eksperyment modlitewny" [4]. Dawkins uważa - a ja jestem w stanie się z nim zgodzić - że twierdzenie o rozłączności zakresów poznawczych religii i nauki (w tym gouldowska NOMA) jest wygodna dla religiantów jedynie jako wymówka na wypadek gdyby nauka podważała jakieś ich przekonanie (tak jak stało się w przypadku "eksperymentu modlitewnego") i nie wierzy, że powoływaliby się na tę rozłączność także w przypadku, gdyby nauka jakiś ich pogląd potwierdziła.

Poza tym fundamentalne dla religii pojęcie "nadprzyrodzoności" jest tak mętne, że trudno ocenić jego ewentualną relację z nauką. [5]

Ale to nie różnice w opisie świata są głównym powodem niemożliwości pogodzenia religii z nauką (tym bardziej, że panteizm, deizm, a w teorii nawet teizm [3] wcale nie muszą przedstawiać opisu świata sprzecznego z opisem naukowym). Moim zdaniem różnice uniemożliwiające pogodzenie religii - jakiejkolwiek religii - z nauką nie leżą w opisach świata, lecz w sposobach tworzenia tych opisów - w epistemologii. Różnice te są tak wielkie, że doprawdy nie mogę zrozumieć jak jedna osoba - tj. wyznawca jakiejś religii darzący szacunkiem naukę i jej dorobek - może w swoim umyśle godzić ze sobą tak rażąco sprzeczne systemy; wydaje mi się, że wymaga to od niej tolerowania sporego dysonansu poznawczego. Mogę wskazać dwie główne sprzeczności między tymi systemami poznawczymi. Nazwałem je - w zależności od poziomu ogólności zagadnienia, którego dotyczą - meta-sprzecznością i meta-meta-sprzecznością.

 

Meta-sprzeczność między nauką a religią.

Zastanówmy się, w jaki sposób nauka a w jaki sposób religia generują swoje modele świata.

Bez wnikania w szczegóły metody naukowej, w procesie działania nauki można wyróżnić cztery etapy:
1. Obserwacje wstępne/napotkanie problemu wymagającego wyjaśnienia.
2. Sformułowanie weryfikowalnej (~falsyfikowalnej) hipotezy i zaprojektowanie eksperymentu/kontrolowanej obserwacji pozwalającej tej weryfikacji dokonać. Przy czym formułowana hipoteza nie może być tak zupełnie dowolna - powinna ona spełniać pewne standardy metody naukowej (np. Brzytwę Ockhama).
3. Przeprowadzenie eksperymentu/obserwacji i weryfikacja postawionej hipotezy.
4. Zmontowanie ze zweryfikowanych hipotez spójnego modelu/teorii, która oferuje dalszy program badawczy, może być dalej weryfikowana, rozwijana, korygowana a nawet obalona i zastąpiona inną.

Jedną z najistotniejszych zasad kierujących nauką jest jej obiektywizowalność - możliwość weryfikowania twierdzeń innych poprzez powtórzenie ich eksperymentów lub obserwacji. Ważną wytyczną mającą sprzyjać obiektywizowalności nauki jest obowiązek publikowania - w systemie peer-review - wyników badań, w celu wystawienia ich pod krytyczny osąd innych ekspertów/badaczy.

Kluczową kwestią w metodzie naukowej jest wzięcie poprawki na to, ze ludzie dość często się mylą, bredzą lub umyślnie kłamią. W tym celu zaopatrzono ją w takie "narzędzia" intelektualno-proceduralne, które ryzyko zaimplementowania w modelach naukowych owych pomyłek, bredni i kłamstw minimalizują, a w przypadku ich zaimplementowania - pozwalają je prędzej czy później wykryć i poprawić.
Zaufanie człowiekowi nader często zawodzi, ale metoda naukowa - dzięki swoim instrumentom intelektualnym, poznawczym i weryfikacyjnym - nie jest od niego uzależniona.

Natomiast sposób generowania modeli rzeczywistości przez religię opiera się na zupełnie innych fundamentach. Generalnie bazuje właśnie na zaufaniu człowiekowi (nawiasem mówiąc, można dość śmiało powiedzieć, że osoby wierzące nie tyle wierzą w Boga,co ślepo wierzą ludziom, którzy im o tym Bogu mówią) i to zaufaniu tego rodzaju, że w każdym innym przypadku zostałoby ono określone mianem naiwności.

I tak: człowiek wierzy w Boga, dlatego, że ludzie którym ufa - rodzice, "autorytety", "wiedza potoczna" - powiedzieli mu, że twierdzenia danej religii są prawdą. Z kolei ci ludzie - tj. rodzice, "autorytety", społeczeństwo generujące "wiedzę potoczną" - sami wierzą tylko dlatego, że wcześniej zaufali innym ludziom, swoim rodzicom, swoim "autorytetom", swojemu społeczeństwu i jego "wiedzy potocznej". I tak dalej, i tak dalej, i tak dalej... aż dojdziemy do jakiegoś samozwańczego "proroka"/autora "świętej księgi", który jakoby dostąpił objawienia. Przy czym przez cały ten łańcuch pokoleń utrzymuje się swoiste meta-zaufanie owemu "prorokowi" i jego "świętej księdze".

Owo zaufanie ma bardzo charakterystyczna cechę - jest całkowicie ślepe. Ślepe, bowiem:

  • Ufający nie przewiduje żadnej próby weryfikacji ani korekty twierdzeń, którym zaufał. Po prostu całkowicie wyklucza możliwość, że mogłyby one być nieprawdziwe.

  • Ufający odrywa się od rzeczywistości zrzekając normalnie przy każdej innej okazji stosowanego sceptycyzmu. Całkowicie ignoruje ten - przy innych okazjach oczywisty również dla niego - fakt, że ludzie mogą się mylić (zwłaszcza, gdy ich wiedza o świecie jest skromna), mogą kłamać (zwłaszcza, gdy maja w tym prywatny interes, jaki zazwyczaj ma guru nowego ruchu religijnego), mogą bredzić (szczególnie za sprawa nie tak rzadkich chorób psychicznych, czy praktycznie wszędobylskich błędów logicznych i poznawczych [6]), więc nie powinno się nikomu bezkrytycznie wierzyć na słowo, zwłaszcza, gdy nie ma się bezpośredniej możliwości weryfikacji tegoż słowa prawdziwości. Nie dostrzega tego, że w historii ludzkości mieliśmy tysiące najróżniejszych "proroków", ich "świętych ksiąg", założonych przez nich sekt i religii, a także świeckich bzdur - legend, mitów, faktoidów, plotek, fałszywych wyobrażeń o świecie (płaska Ziemia; samorództwo; alchemia; dusiołki, wampiry i wilkołaki; terapia przez upuszczanie krwi i zakopywanie w gnojówce; temperament zależny od flegmy, żółci i innych "humorów" itp.). Wreszcie ignoruje współczesną wiedzę psychologiczną, która wyraźnie pokazuje podatność ludzkiego umysłu na tworzenie i uleganie rożnym bzdurom, podatność na poddawanie się najbardziej dowolnym wierzeniom religijnym [6]. Nie widzi tego, choć na jego oczach powstają najróżniejsze sekty i nowe ruchy religijne, czasem zupełnie de novo (jak np. kulty Cargo).

"Obserwacja wstępna" jaką jest słowo innego człowieka opisujące jakieś "objawienie", którego jakoby mieli dostąpić jacyś starożytni pasterze, i które spisali w najróżniejszych "świętych księgach" (od tamtej pory po wielokroć selekcjonowanych i - kreatywnie? - tłumaczonych), z perspektywy naukowej jest bardzo marnym materiałem na poważną hipotezę. Ale dlaczego religiantowi to nie przeszkadza, nie wywołuje w nim żadnej konfuzji (choć nierzadko sam śmieje się z tych, którzy jakoby bezkrytycznie wierzą mediom, "autorytetom", oficjalnej nauce czy nielubianych przez niego politykom)? I to nie przeszkadza do tego stopnia, ze nie zamierza w żaden sposób weryfikować trafności owej "wstępnej obserwacji"? No cóż, odpowiedzi na te pytania zapewne znajdziemy w psychologii, tłumaczącej skłonności ludzkiego umysłu do błądzenia w mętnych wodach irracjonalizmu [6, 7].

Podsumowując: Tytułowa meta-sprzeczność to po prostu sprzeczność między metodą naukową a ślepym zaufaniem człowiekowi.

 

Meta-meta-sprzeczność między nauką a religią.

Religia oparta jest na wierze. Wiara to "przyjmowanie czegoś, obojętnie czego, za pewnik, przy braku potwierdzających to coś dowodów, a nawet wbrew dowodom". Natomiast w metodzie naukowej coś takiego jak wiara - czyli przyjecie czegoś za pewnik bez dowodu - jest zupełnie nie do pomyślenia.

Co więcej: religia w zasadzie wszystkie swoje twierdzenia odnosi do ontologii, podczas gdy nauka wprost nie odnosi do niej żadnych twierdzeń. A to z tej prostej przyczyny, ze nie sposób jest uzyskać dowód na jakiekolwiek tego rodzaju twierdzenie. Nauka bazuje bowiem na wrażeniach zmysłowych o nieweryfikowalnej prawdziwości oraz na niepewnym rozumowaniu indukcyjnym. [8]

Jeśli ktoś nawet chce zaimplementować metodę naukową do swojego światopoglądu, to żeby pozostać wobec niej rzetelnym, musi zrezygnować z wydawania kategorycznych sądów na temat ontologii - czyli nie możne deklarować absolutnie żadnej wiary - z wyjątkiem jednego: "cogito ergo sum", który to sąd nie opiera się na wierze, lecz na (subiektywnej) wiedzy - jedynej pewnej wiedzy ontologi dotyczącej. [8]

Podsumowując: Meta-meta-sprzeczność między nauką a religią polega na tym, że religia opiera się na wierze, podczas gdy nauka żadnej wiary nie dopuszcza. Poza tym religia wypowiada kategoryczne sądy na temat ontologii, podczas gdy nauka na temat ontologii nie wypowiada się w ogóle.

 

Przypisy:

[1] - http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80708,5014788.html

[2] - Szczegółową recenzję/glosę "Boga urojonego" jakiś czas temu opublikowałem na łamach swojego bloga:

"Bóg urojony" Część I.

"Bóg urojony" Część II.

[3] - Propozycje takich teoretycznych religii teistycznych niesprzecznych z naukowymi modelami świata przedstawiłem w niniejszym komentarzu:

http://fleischer.salon24.pl/56223,index.html#comment_834515

[4] - Benson H et al. 2006 - PMID

[5] - Dobrze zostało to ujęte w jednym z artykułów w Talk.Origins Archive:

"(1) - Nobody has ever come up with a useful definition of supernatural. By most definitions, something having an effect on nature makes that something a part of nature itself. So any explanation for something we see in nature can be considered natural by definition.
(2) - We cannot observe the supernatural, so the only way we could reach the supernatural explanation would be to eliminate all natural explanations. But we can never know that we have eliminated all possibilities. Even if a supernatural explanation is correct, we can never reach it.
(3) - Suppose we do conclude that a supernatural explanation is correct. It is impossible, even in principle, to distinguish one supernatural explanation from another. Many people, including many scientists, are willing to accept certain supernatural explanations on faith. There is nothing wrong with that as long as they do not claim special privilege for their faith. Some people, however, are not satisfied unless others believe as they do; this group includes all those who want to make the supernatural a part of science. Since they cannot make their case by using naturalistic evidence, they must resort to other means, such as force of arms. (This is not hyperbole. Such groups continually attempt to get political enforcement on their side.)
(4) - If we do miss a supernatural explanation, so what? Supernatural explanations cannot be generalized, so the explanation does not matter anywhere else. The usefulness of science comes from the ability to apply findings to different areas. Any supernatural explanation would be useless. (...)"

http://www.talkorigins.org/indexcc/CA/CA301_1.html

[6] - O błędach logicznych i poznawczych oraz przyczynach ich popełniania (a także o przyczynach podatności na wiarę religijną) pisałem na swoim blogu w niniejszym tekście:

Błądzić jest rzeczą ludzką (niestety...). Część II.

[7] - O przyczynach podatności na wiarę religijną i kurczowego trzymanie się jej pisałem przy okazji recenzowania "Boga urojonego":

"Bóg urojony" Część II.

Rozdział: "Powinno: Apologetyka jako racjonalizacja."

[8] - Szerzej na ten temat pisałem przy okazji recenzowania "Boga urojonego":

"Bóg urojony" Część II.

Rozdział: "Powinno: Niepewność pewności."

watahę uderzeniową tworzą: barista: sofista, jurysta, uczeń Urbana i hydraulik amator galopujący major: moralny łachmyta, klon tow. Barańskiego, grafoman lansowany w salonie mtwapa: annotator, łowca motywów, ostatnio dyskusyjny partner chatbotów, obłapiacz boojum trees i baobabów Quasi: ateusz i krańcowy libertyn, piewca cywilizacji śmierci i odbyt wojującego scjentyzmu von Humboldt Fleischer: łże-informatyk, łże-biolog, burak teoretyczny, wirtuoz harmonijki ustnej, złodziej i pijak. mail: nudza.brzydza@gmail.com brakujące komentarze, których nie znajdziecie tutaj, zostały usunięte przez administrację salonu24

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura